- zarówno miejska jak i ta międzyludzka.
Jeśli psują się tylko autobusy, to jeszcze pół biedy, gorzej jak zaczyna coś szwankować w innych relacjach...
Od rzeczy martwych nie możemy wymagać zbyt wiele, od ludzi tym bardziej, zwłaszcza jeśli nie dajemy nic od siebie.
Mieszkam w maleńkiej wiosce, trochę odciętej od "reszty świata". Nie wyobrażam sobie nie mieć samochodu, szczególnie przy młodych, nieodłącznych Pasażerach. Inaczej trudno byłoby mi gdziekolwiek się ruszyć.
Czasami przesiadamy się do autobusu albo planujemy wycieczkę pociągiem, tak dla odmiany.
Chłopcy są wtedy zachwyceni! Nie trzeba fotelików, zapinania pasów... Możemy tulić się w chuście i czytać bajki, zamiast skupiać się na drodze. W dodatku nie muszę zastanawiać się:
><> czy kierowca przede mną właściwie sygnalizuje swoje zamiary?
><> czy inne ulice będą tak samo "zakorkowane"?
><> gdzie zaparkuję?
><> czy się zmieszczę?
><> czy mam drobne?
><> czy parkometr wyda mi bilet? (trafiłam już na taką "skarbonkę", która nie poinformowała o braku papieru, ale było też tak, że w pośpiechu włożyłam bilet do kieszeni zamiast za przednią szybę)
><> ile jeszcze mam czasu?
...a później - gdzie jest moje auto?!
Podobno kobiety w pierwszej kolejności zwracają uwagę na kolor. Może coś w tym jest.
Już nie raz i nie dwa złapałam się na tym, że zapomniałam zupełnie o takim elemencie jak tablica rejestracyjna, która niewątpliwie różni się od innych. Popularny samochód o typowej dla marki barwie lakieru może być powodem wielu stresowych sytuacji. Zdarzyło mi się już kilka razy, że:
><> próbowałam otworzyć cudze auto pilotem (moje odzywało się kawałek dalej...),
><> dopasowywałam kluczyk do innego zamka (myślałam, że pilot się rozładował...),
><> łapałam za klamkę samochodu obok,
><> panikowałam w przekonaniu, że ktoś poobijał mi drzwi (ufff, moje auto stało kawałek dalej).
Na szczęście, dylematy się skończyły razem ze zmianą samochodu, więc spokojnie, nie będę już atakować ;)
Bez samochodu prawie jak bez ręki, ale bez drugiego człowieka jeszcze gorzej. Jesteśmy częścią społeczeństwa. Rozwój cywilizacji sprawił, że mamy więcej możliwości komunikacyjnych (telefon, Internet...). Kiedyś nie było telewizji (dla nas w sumie dalej nie istnieje).
Babcia opowiadała mi, że ludzie nie zamykali się w domach tak jak teraz. Dla każdego drzwi były otwarte. Wieczorami spotykali się z sąsiadami, wspólnie wyszywali, śpiewali i rozmawiali. Z czasem życie nabrało tempa. Wszyscy się gdzieś śpieszą, a i tak ciągle brakuje czasu... Żeby kogoś odwiedzić, trzeba się zapowiedzieć, najlepiej dużo wcześniej. Niektórych można spotkać już tylko przypadkiem (np. na zakupach).Powoli tracimy kontakt, dowiadujemy się więcej z publikowanych zdjęć. Brakuje rozmów. Nie takich przez różnego rodzaju komunikatory. Wirtualne życie jest bardzo płytkie. Trzeba prawdziwych relacji, twarzą w twarz, z uściskiem dłoni.
Traktujmy się jak równy z równym...

Dzieci też potrzebują prawdziwej uwagi, a nie bajkowej hipnozy przed szklanym ekranem.
Szukajmy wspólnego języka od samego początku, odpowiadając na pierwszy śmiech i nieporadne "guganie".

Słuchajmy z pełną uwagą. Skupmy się też na mimice i gestach. Dorosłym czasami brakuje słów, a co dopiero tym Mniejszym... Zaangażujmy się na tyle, aby dostrzec nie tylko sam komunikat, ale przede wszystkim płynące z niego emocje i potrzeby.
Zadbajmy o dobrą komunikację.
Porozmawiajmy, tak po ludzku.
t<><
[klik i na fb trafisz w mig]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz